Słowa matki, która przegrała nie jedną walkę o życie.
Minęło już sporo czasu od tamtych przykrych momentów. Nosząc pod sercem Leosia obiecałam sobie, że kiedyś to wszystko opiszę. Opowiem. Przestrzegę. Może komuś pomogę, może po prostu dodam otuchy... bo ja już wiem, dlaczego działo się tak, nie inaczej... a większość kobiet niestety nie zna przyczyny. Zbyt wiele jednak musiałam stracić, by się o tym dowiedzieć. Obiecałam sobie, że gdy tylko szczęśliwie urodzę i odetchnę w tym szczęściu - wypuszczę żal z siebie.
Byłam naiwna! Byłam naiwna myśląc, że wszystko da się zaplanować. Byłam naiwna myśląc, że zajście w ciążę to ogromny sukces, bo potem jedno co może mnie stresować, to czy dzieciątko jest zdrowe, i ten poród związany z bólem. W zasadzie szybko mnie życie uświadomiło. Strzeliło w pysk, najpierw delikatnie, a potem z całej siły, że silniej chyba nie można. Albo można!? Tylko jeszcze o tym nie wiem. Nawet nie chcę wiedzieć!
Byłam naiwna! Byłam naiwna myśląc, że wszystko da się zaplanować. Byłam naiwna myśląc, że zajście w ciążę to ogromny sukces, bo potem jedno co może mnie stresować, to czy dzieciątko jest zdrowe, i ten poród związany z bólem. W zasadzie szybko mnie życie uświadomiło. Strzeliło w pysk, najpierw delikatnie, a potem z całej siły, że silniej chyba nie można. Albo można!? Tylko jeszcze o tym nie wiem. Nawet nie chcę wiedzieć!
Zaplanowaliśmy sobie, że powiększymy naszą rodzinę krótko po ślubie, a krótko po pierwszym dziecku sprawimy sobie drugie. Marzyło mi się, żeby mieć dzieci rok po roku... tak jak większości kobiet sobie nie marzy. Bo jestem młoda, zdrowa, silna, a jak dzieci razem odchowam, to i do pracy wrócę - na stałe. Tak na przekór dzisiejszych czasów, nie na karierę postawiłam, ale na rodzinę właśnie. W pełni świadoma byłam tego, że zajść w ciążę jest cholernie trudno. Bo to nie takie pstryknięcie palcem. Czasami mijają miesiące, lata... czasami odchodzi nadzieja. Im bardziej pragniemy, tym bywa trudniej. Podobno natura nas tworzyła do tego, by mnożyć się, przedłużać gatunek, ale jednak coraz bardziej mija się z celem - i trudno tu znaleźć jedną przyczynę. Mając tego świadomość nie chciałam czekać... chciałam dać sobie czas na ten pojedynek.
Byłam naiwna! Byłam naiwna myśląc, że cud poczęcia to największy z cudów, jakie można zaznać. Los uświadomił nas, jak to życie, które noszę pod sercem jest kruche! Jak bywa ulotne... jak dbać trzeba o nie, bo samo o siebie nie zadba. I chociaż udało mi się donosić tą pierwszą ciążę, a potem zgodnie z tym, co nam się wymarzyło zajść w kolejną, by dzieci mieć rok po roku - nie udało się! Los z tych obłoków, w których ze szczęścia fruwałam szybko zrucił mnie na ziemię. Impetem! Moje serce rozleciało się na miliony kawałków! A gdy dźwignęłam się zrobił to raz jeszcze, i JESZCZE przynosząc więcej bólu, łez i cierpienia - cierpienia, którego granice trzykrotnie przekraczałam. Każdy kolejny cud zabierał Bóg do siebie, nie dając mu możliwości zasmakować życia. Poznać szczęścia. Zapachu matki. Uścisku ojca. Splecionych rąk. Woni kwiatów. Chłodu deszczu... czy to za mało powodów, by żyć?
Szukaliśmy odpowiedzi! Dlaczego? Dlaczego my! Dlaczego te moje małe serduszka przestają bić? Wracałam z pustką w sercu, pustką w głowie, i żalem na duszy do domu, w którym czekał Oli. Tuliłam go mocno doceniając to szczęście! Tylko on dawał siłę, by walczyć dalej. Był dowodem na to, że nie tylko mogę zaznać cudu zajścia w ciążę, ale szczęśliwego porodu także. W końcu przecież z nim się udało... Walczyliśmy więc! Konsultowaliśmy się z wieloma lekarzami, jeździliśmy po klinikach, robiliśmy badania. Chociaż szczerze uwielbiam mojego lekarza prowadzącego, i naprawdę wdzięczna mu jestem za wszystko - szukaliśmy pomocy gdzieś jeszcze. Innego spojrzenia, innej perspektywy, konkretnej specjalizacji i innego doświadczenia. Każdy by szukał, bo najważniejsze to trafić w dobre ręce, które poprowadzą nas na odpowiednie tory. I właśnie wtedy, gdy trwał ten koszmar oczekiwania na diagnozę napisałam dla Was wyjątkowy tekst, oparty na doświadczeniach kobiet, które poznawałam przebywając na konsultacjach w klinice, która teoretycznie specjalizuje się w leczeniu niepłodności, a jednak tamtejsi specjaliści są po to, by pomóc rozwiązać każdy ciążowy problem. Ten tekst na blogu ma największą liczbę wejść i ciągle wszystko podtrzymuję! (przeczytaj) "Nie odkładaj macierzyństwa na później!". Jeśli pragniesz mieć dzieci w przyszłości - nie odkładaj tego, bo Twój zegar tyka, a Ty nigdy nie wiesz, czy zdążysz jeszcze na świat wydać nowe życie. Nie wiesz, ile będziesz musiała walczyć, czy z tą walką uda Ci się wygrać. A w tych czasach bywa trudno! I naprawdę nie chciałabym spotkać Cię w kolejce do specjalisty od niepłodności, nie chciałabym spotkać na badaniach genetycznych, ale na porodówce owszem - jeśli tylko tego pragniesz! Jeśli widzisz nowe życie w swoim życiu... I pamiętaj - czas nigdy nie będzie naszym sprzymierzeńcem - nie w tych sprawach!
Mówią, że ciąża to nie choroba... a "chorobą" bywa coraz częściej. Mój problem tkwił we mnie. W moich genach. Z jednego prostego badania genetycznego można było wyczytać między innymi: Mutacja genu V Leiden. Trombofilia wrodzona. Winowajca, którego ujawniło jedno badanie genetyczne. Z zestawem odpowiednich leków, z nadzorem lekarza prowadzącego i kliniki chociaż z trudem i wieloma momentami, gdy z krwotokiem i sercem w gardle trafiałam do szpitala - udało mi się donosić kolejną ciążę... pozwalając znów sobie na to niesamowite szczęście! Cud szczęśliwego porodu... CUD NOWEGO ŻYCIA!
Pierwszy raz napisałam o tym. Wprost. Jak dyktowało mi serce. Widzicie te moje słodkie macierzyństwo, widzicie pełne szczęścia wpisy... Można powiedzieć, że teraz już wiecie, dlaczego tak jest!
Nie jestem mamą tylko dwóch Synów... Mamy jeszcze Aniołków, które czekają na nas w niebie. Właśnie te doświadczenia sprawiły, że doceniam więcej, kocham mocniej! #wygrałamwalkę!
Nie jestem mamą tylko dwóch Synów... Mamy jeszcze Aniołków, które czekają na nas w niebie. Właśnie te doświadczenia sprawiły, że doceniam więcej, kocham mocniej! #wygrałamwalkę!
Wiem, jak wiele kobiet nadal walczy. Wiem, ile kobiet przegrało. Skala jest ogromna i to przykre, że tak mnóstwo par nadal nie dostało odpowiedzi na pytanie: dlaczego??! Ja ją mam. Nim jednak odpowiedź padła.... zbyt wiele musiałam stracić...