Muszę się Wam do czegoś przyznać.
Od kilku dni podupadłam. Fizycznie. Czuję się słaba. Czuję się krucha. Czuję się bezsilna. Czuję, że brak mi sił do działania, że nie ma we mnie zapału, a moje ruchy stały się zauważalnie flegmatycznie. Może to przesilenie letnie, osłabienie połączone ze zmęczeniem i niedospaniem. Zbyt wiele za mną zarwanych nocy przerywanych kilkukrotnie nocnymi pobudkami na karmienie i przytulenie. Być może przez wszystko powyższe rozłożyło mnie najzwyklejsze w życiu przeziębienie. Tak... być może...
Dwa razy posoliłam ziemniaki. Kolejny raz płukałam to samo pranie, bo zalegało w pralce zbyt długo - nie miałam czasu (chęci?) je rozwiesić. Pralnia wyłożona jakby wykładziną w postaci brudnych ubrań. Nasza wyjściowa odzież weselna rozrzucona jest po pokoju gościnnym, w którym spędziliśmy noc po przyjęciu, zupełnie tak samo jak rozrzucona jest pościel na łóżku w tymże pokoju. Spiżarka za moment się nie domknie i nie myślcie sobie, że to za sprawą ilości trzymanych w niej przetworów! Pod łóżkiem w naszej sypialni jest kurz. Zmywarka przepełniona, nadal nie opróżniona, chociaż w zlewie czekają już kolejne naczynia do mycia. Na kabinie prysznicowej zebrał się kamień i osad z mydła - czym ja to doczyszczę, nie wiem. Chce mi się jeść, ale zaglądając do lodówki odchodzę od niej z niesmakiem... a na blogu pisałam ostatni post prawie tydzień temu - o social media nie wspomnę.
Gdzie moja energia? Gdzie pozytywne nastawienie? Gdzie poczucie humoru? Gdzie zapał do działania? Gdzie to się cholera podziało przez ten ostatni tydzień? Resztkami sił znajduję w sobie trochę życia przy kontaktach z innymi. Wstyd mi przed mężem, ale widzę w jego oczach zrozumienie. Jeszcze. Czuję wyrzut sumienia uświadamiając sobie, że to on sprząta częściej niż ja - pomimo tego, że pracuje na 2 etatach. Pomyślałam nawet, że to ten nasz dom mnie tak wypompowuje, bo poza nim tej "mocy" mam jakby więcej. Przy innych jestem w stanie wymusić na sobie "życie", uśmiechać się, rzucać żartem. Nie - to nie depresja! Mam zbyt wiele powodów do szczęścia, wszystko co mam - doceniam. Tylko tak fizycznie... fizycznie podupadłam.
I zamiast pisać to, żalić się mogłabym spiąć poślady, iść wyjąć to skończone od kilku godzin pranie, mogłabym iść sprzątnąć ten gościnny pokój albo drugi raz w dniu dzisiejszym zmyć podłogę (bo naprawdę tego wymaga)... nawet powinnam to zrobić - ale nie mam siły, dziś się nie zmuszę... Przepędzić muszę to cholerne przeziębienie, wziąć głęboki oddech, zregenerować się. Może urlop dobrze nam zrobi, ten niezaplanowany jeszcze??
Pomyślicie, że to podwójne macierzyństwo daje mi w kość? Hmm... bierze w tym udział na pewno. Ale musicie wiedzieć że....
....że bym sobie takiego trzeciego małego Górczyńskiego przytuliła do serca... bez mrugnięcia okiem! Nawet teraz, w tym fizycznym kryzysie! MASOCHISTKA!? :)
....że bym sobie takiego trzeciego małego Górczyńskiego przytuliła do serca... bez mrugnięcia okiem! Nawet teraz, w tym fizycznym kryzysie! MASOCHISTKA!? :)
Edit.
Powiem Wam coś. Mąż mój zapewnił, że niebawem da mi kopa do działania! Wiem nawet jak :) Wy też na pewno zwrócicie na tę zmianę uwagę - przełoży się ona na blog :)
Dobrego Ty masz tego męża :) A takie dni ma każda z nas i to pewnie całkiem często :)
OdpowiedzUsuńMa swoje sposoby. Ale masz rację - dobrego. Gdyby uważał, że nie musi się niczego tykać, bo ja siedzę w domu - zaroślibyśmy w brudzie. Chociaż może nie, może szybciej bym się otrząsnęła.
OdpowiedzUsuńW każdym razie - on wie jak mnie zmotywować do działania :)
I chyba źle to zabrzmiało... bo nie o dni chodzi, a tygodnie :O
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię to rozumiem! Mam tak samo od kilku tygodni. Tylko nie mam spiżarki ;)
OdpowiedzUsuńMy mamusie mamy tendencje stawiać sobie za wysoko poprzeczkę. A bycie nieperfekcyjną mamą jest zdrowe i dobre :)
OdpowiedzUsuńCzasem tak już jest :) chyba każda z nas tak ma
OdpowiedzUsuńBabatu, tylko ja się już ludzi i chłopa wstydzę. Jak majtki trzeba kupować, bo nie ma wypranych - jest źle... jest bardzo źle !
OdpowiedzUsuńPowiedz mi, czy to normalne płukać jedno pranie 3 razy?
OdpowiedzUsuńOd wczoraj mi stoi w pralce uprane kolejne - nadal nie wyjęłam. Więc będzie płukanie na pewno... z duuuużą ilością płynu! :)
Nie wiem czy masochistka, ale ja moje potrójne macierzyństwo uwielbiam chociaż to ono daje mi właśnie najbardziej w kosc ostatnio. Nie ma juz tego luzu wieczorem, noce są krotsze ale kocham te moje córasy najbardziej na świecie 😊
OdpowiedzUsuńEh eh... mam taki dzień ostatnio co dzień! Damy radę! Kto jak nie my!
OdpowiedzUsuńTy jesteś w ciąży - masz do tego prawo :) :*
OdpowiedzUsuńWidzisz... tego szczęścia nigdy zbyt wiele! Chociaż przekłada się to również na zmęczenie :)
OdpowiedzUsuńCzekam, aż mi przejdzie... chociaż po tej publikacji znów jest jakaś moc!
OdpowiedzUsuńNie wiem, bo ja w takich wypadkach puszczam od nowa, ale daję krótszy cykl i mniej proszku. A odkąd mam suszarkę, to wrzucam do suszarki, bo ona każdy smród wydmucha :D
OdpowiedzUsuńDobre rozwiązanie ;)
OdpowiedzUsuńjesteś mamą, masz dwójkę małych dzieci, z małą różnicą wieku. jesteś najbardziej zarobionym człowiekiem na świecie nawet gorzej jak górnik w kopalni. jesteś w jednym z najbardziej trudnych i męczących etapów twojego macierzyństwa. wiec masz prawo tak się czuć i to jest zupełnie normalne.
OdpowiedzUsuńteż kiedyś urodziłam drugie dziecko. "siedziałam" wtedy na macierzyńskim, na stanie starszy dwulatek który potrafił niekiedy gorzej dać popalić niż najmłodszy z rodu, po urlopie macierzyńskiem kiedy wróciłam do pracy było jeszcze gorzej. ile razy płakałam z bezsilności i upadałam. potem wstawałam zakasywałam rękawy i podnosiłam się i na nowo upadałam. i tak w kółko. ciut lżej zaczynało być kiedy najmłodszy z rodu postawił pierwszy krok. wtedy było zupełnie inaczej jakiś etap skończył się i nadszedł nowy. niektóre niedogodności zostały zastąpione....innymi. cóż nie będę ci słodzić.
ale te dwa najcudowniejsze skarby dodawały mi siły by żyć i ogarniać dalej na nowo mimo że chciało mi się wyć ze zmęczenia i nie raz wyłam. ale dzieci rosną, nabierają umiejętności i koniec końców jest coraz lżej. kończą się nie przespane noce przwwijanie i karmienie. a zaczynają problemy przedszkolne i szkolne. może nie tak męczące jak te związane z maluszkami ale też mniej lub bardziej stresujące.
przytulam, przesyłam ci dużo siły i witrualny ogromniasty kubek kawy. kawy dożylnie;)))))
i mam nadzieję że ten blog jeszcze będzie jak twoje pociechy pójdą do przedszkola i będziesz pisać o problemach i obawach związanych z tym i że nie ma tyle nieprzespanych nocy i że wgl przyznajesz mi racje;P;P;P;P;P
Osobiście, tymi rękoma, na tej stronie, pod tym samym adresem upublicznię post dedykowany temu właśnie komentarzowi ! :* obiecuję...
OdpowiedzUsuńi w poście tym jak zapewne już wiesz napiszę: miałaś rację! MAŁE DZIECKO = MAŁY KŁOPOT! DUŻE DZIECKO = DUŻY KŁOPOT! ;)
Oficjalnie zatęsknię do tego etapu, tych dni, tego syfu w domu i tego zmęczenia jakim opanowana jestem teraz... :) Masz jak w banku! :*
Gdy mam takie momenty odpuszczam niemal w całości. Robię tylko to co naprawdę muszę. Wyjeżdżam, jeżdżę na rowerze, staram się złapać dystans. Pomaga
OdpowiedzUsuńTak, ja też tak właśnie robię i już mi wstyd, bo pomaga, tylko że WOLNO!
OdpowiedzUsuńNajgorsza jest chyba psychiczna niemoc. Staram się zawsze od wracać uwagę, gdy popadam w nostalgię... ale nie raz depresja bierze górę.
OdpowiedzUsuńTeraz gdy walczę ze swoim ciałem, co raz częściej widzę, że mam ochotę się poddać.
Nie rób tego! Ja Cię obserwuję, podobnie jak wiele innych kobiet! pamiętaj o tym... nie zawiedź nas - nie zawiedź siebie :*
OdpowiedzUsuńPrzesyłam dużo dużo pozytywnej energii! :)
OdpowiedzUsuńMoże zabrzmi to okrutnie, ale DOBRZE WIEDZIEĆ, ŻE JEST CI ŹLE - bo to znaczy, że nie jestem w takim stania sama jedna :) A jak wiadomo w kupie raźniej! Macierzyństwo to ciężki kawałek chleba, daje w kość jak mało co. Fizyczna niemoc jest ze mną od kilku miesięcy, niewyspanie, niedojadanie, niedopicie, niedomycie chciałoby się też napisać. Dobrze, że człowiek jak głupi kocha te swoje dziecko, bo inaczej to by z łóżka nie wylazł ! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBywają takie gorsze okresy, chyba każdy je ma, ale mają to do siebie, że mijają i znów wracają nam siły i chęć do życia i trzymam kciuki, żeby u Ciebie szybko się to stało :)
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo się przyda :* Dajecie mi moc !
OdpowiedzUsuńWidzisz Kochana, to ja Cię wspieram tak mocno, jakbym chciała być wspierana :*
OdpowiedzUsuńNa marginesie dodam: pranie, które robiłam jeszcze w niedziele nadal stoi w pralce. Przepraszam - uruchomiłam tryb krótkiego prania. Dziś zamierzam rozwiesić! Zamierzam już stanąć na nogi... i działąć!
:* Buźki dla Ciebie
U mnie to trwa już dobrych kilkanaście dni... ale chyba mija :) Czasami mam wrażenie, że problemy znikają po "ujawnieniu ich" :)
OdpowiedzUsuńTeraz masz przynajmniej pewność, że dobrze wyprane będzie !:)
OdpowiedzUsuńTa :)
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma takie gorsze dni. Kompletnie wykończeni, bez siły do czegokolwiek. U mnie świetnie sprawdzają się wyjazdy i nawet sterta prania po powrocie cieszy :)
OdpowiedzUsuńChyba musze spróbować. Ale pochwalę się: wczoraj po 3 dniach w końcu pranie zostało rozwieszone i nawet zrobiłam kolejne :)
OdpowiedzUsuńPoprawia się... mąż trochę motywuje ! Ma sztuczki.
Co nie zmienia faktu, że nic mi tak dobrze nie zrobi, jak jakiś wyjazd
Każda z nas ma gorsze dni, to zupełnie normalne :) Też miałam wrazenie, że coś w powietrzu jest nie tak - nie wiem, czy to zmiany pogody, kolejne przesilenie, czy o co chodzi, ale czułam zmęczenie (i to w środku roku!) Moja recepta to wyluzowac i odpuścić część rzeczy. Wiesz, dwa tygodnie temu w piątek poszłam na trening. Nigdy nie piję przedtreningówek, bo zwyczajnie ich nie potrzebuję - nie brak mi siły. Wtedy wypiłam dwie i... nic. Nie byłam w stanie zrobić nawet 1/5 tego, co zazwyczaj. Dzisiaj wracam naładowana energią! :)
OdpowiedzUsuńKiedy ja mam takie dni to włączam muzykę i tańczę aby wyrzucić z siebie złą energię, a przywołać dobrą. Muzyka jest lekiem na wszystko. 🎶☺
OdpowiedzUsuńKiedyś też tak robiłam :) a teraz... nawet nie pomyślałam
OdpowiedzUsuńNo u mnie ewidentnie coś w powietrzu było nie tak, bo przeziębiłam się - i wyjść z tego przeziębienia nie mogę. Myślę, że u mnie ten czas też chyba mija... Mąż o to zadbał :) Wrócę tu ze zdwojoną siłą za moment! Mam zapał... zapał, którego dawno nie miałam :) :*
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci MOCY! DUŻO MOCY!
I ja też trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńHm każda mama ma chyba takie gorsze momenty, oby szybko mijały. Kocham swoją trójcę ponad życie ale czasami uciekłabym na bezludna wyspę tak na chwilkę :)
OdpowiedzUsuńna szczęście to tylko czasami i te 'czasami' stosunkowo szybko mija, chociaż daje w kość :) :*
OdpowiedzUsuń