Na wyświetlaczu nieodłącznie dwie cyfry: 23.
23 stopnie - taka temperatura w naszym domu.
Większość z Was powie: ZA GORĄCO! Jednak wielokrotnie słyszałam już (jak każda matka zresztą) pytanie: czy jemu na pewno nie jest zimno? Widok chłopca w luźnej bawełnianej koszulce, w wygodnych gatkach i boso - zaskakuje? Może tak, gdy w domu jakieś przeciągi. Może tak, gdy podłoga nie jest przyjemnie cieplutka. U nas przeciągów nie ma, chociaż okno często jest otwarte a podłoga ogrzewa nie tylko stópki ale również pupcię Maluchów, które bawią się na podłodze.
Moje dziecko nie chodzi w bucikach po domu, nie nosi nawet skarpetek - jego stopy są zupełnie bose. Nie toleruje na swoich maleńkich kończynach niczego i ilekroć coś się na nie naciągnie - znika gdy tylko matka przekręci głowę w innym kierunku.
NIE PROTESTUJĘ! To zdrowe.
W mojej głowie odbija się echem: HARTUJ MŁODY ORGANIZM! Przyzwyczajanie do zimna i niskich temperatur przecież rozwija odporność. Dla mnie to jasne: grubo ubrane dziecko szybciej się poci, a wilgoć szybciej się wyziębia - im mniej okazji do przegrzania, tym mniejsze szanse na atak wirusów. Więc latem biega niemalże na golaska a w chłodne dni ewentualnie ubiorę go na cebulkę. Nie założę mu rajstop pod spodenki jesienią, ani 3 podkoszulek pod sweterek. Nie rusza mnie: "jemu nie jest za zimno" bo prawdziwe chłody dopiero przed nami. Nie będę mu na siłę wciągać skarpetek i butów do biegania w domu, bo nie ma takiej potrzeby - sama ich nie używam. Nie boimy się infekcji, które ktoś przynosi z zewnątrz, a gdy ma katar może wyjść na spacer. Dopóki spał w naszej sypialni, nocami spał przy uchylonym oknie (bo matce wiecznie duszno).
Olu nie choruje. Poza ostatnim wirusem, który w ciągu kilku godzin położył moje dziecko w szpitalne mury nie pamiętam, kiedy borykaliśmy się chociażby z przeziębieniem. Nie wiemy, co to znaczy chorujące dziecko, ale może się to zmienić w momencie pójścia do przedszkola - tego jestem świadoma. Nie mniej jednak: nie będę przegrzewać mojego dziecka!
Również nie przegrzewam małej i nie zamykam w domu, a na pytania czy nie jest jej zimno, albo gdzie czapeczka po prostu nie reaguję. Ale niestety w momencie pójścia małej do przedszkola wszystko się posypało i znów siedzimy w domku chorując.
OdpowiedzUsuńTo jest najgorszy problem.. ale właśnie przedszkola to dobre przykłady - dziecko jest w ruchu, często się poci. Wystarczy otworzyć okno by szybko zziębło a wówczas infekcje lgną jak szalone....
OdpowiedzUsuńZdrówka Wam życzymy :*
Dziecka jeszcze nie posiadam, ale pracowałam kiedyś zajmując się maluszkiem, było to wieki temów ale powiedzmy ze znam dobrze zagadnienie ;) Ile rodziców tyle skarjnosci :) uwazam, ze lepiej dziecko hartować niż przegrzewać. Wracam tu do Ciebie zawsze ze wzgledu na wspaniałe "obrazy" zdjęcia mistrzostwo <3
OdpowiedzUsuńMy właśnie mamy efekt przegrzewania - byliśmy na weekend u teściów, którzy mają saunę w domu i oboje z synem wróciliśmy chorzy :/
OdpowiedzUsuńNawet jeśli dziecko choruje, ponieważ poszło do przedszkola to jego
OdpowiedzUsuńzahartowany we "wczesnej młodości" organizm znacznie lepiej będzie
radził sobie z chorobami. Ja swoje dzieci hartowałam, aż strach...Cud,
że nam mnie urzędników nie nasłali, ale w Przedszkolu nie było tak źle.
Przeszli choroby Przedszkolne, ale lekko, bez głębszych konsekwencji i antybiotyków. I będę się upierać, że to między innymi dzięki właśnie
hartowaniu... I tylko pierwszy rok był słabszy frekwencyjnie, dziś to 100% obecności i brak jakiejkolwiek choroby... Także dużo zdrówka życzę, tak przy okazji...
Dlatego właśnie Twój post powinnam sobie wydrukować i przeczytać setny raz. Najlepiej oprawić w ramkę i powiesić na ścianie - tak, by móc odesłać zainteresowanych właśnie do TEJ odpowiedzi :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że damy radę. Widzę, że niektóre dzieci jak tylko złapią katar to już jest początek złej choroby. U nas gil jest kilka dni i mija - infekcja nie rozwija się dalej co świadczy o sile organizmu. Oby tak było jak u Was... chociaż chyba w hartowaniu nie jestem aż tak rygorystyczna (sama temperatura w domu już jest dość wysoka) to jednak nie dmucham i chucham na dziecko. Właśnie ma na nogach skarpety po spacerze :P Ciekawe jak długo :)
Wiele nie trzeba, prawda?
OdpowiedzUsuńMój mąż u moich rodziców zawsze nabawi się kataru. Na parterze mają dość niskie pomieszczenia, w domu się pali a gdy się najdzie ludzi to temperatura rośnie jak szalona - ja się duszę a męża zaczyna zatykać.
Na szczęście Olu mimo wszystko radzi sobie z tym doskonale :)
MAZGOO nie wiesz nawet, jaką przyjemność sprawiają mi takie komentarze :* Dziękuję
OdpowiedzUsuńi dobrze :) u mnie w domu jest podobnie ,czasem babcia oczywiście marudzi aleee ;)
OdpowiedzUsuń23 stopnie??? To tyle, ile mamy teraz w mieszkaniu przy zakręconych kaloryferach. A ja już nie mogę się doczekać przeprowadzki do domu, gdzie będzie o wiele chłodniej.
OdpowiedzUsuńPS. Moje dzieci nie pozwalają się przegrzewać, a ja nie protestuję ;)
Mamy 23 stopnie, ale temperatura mam wrażenie nie jest aż tak odczuwalna. Może dlatego, że mamy otwarte przestrzenie, często wietrzymy - da się oddychać :) Gorzej jest w małych mieszkaniach, gdy do takiej temperatury dochodzi jeszcze duchota.....
OdpowiedzUsuńGdy mamy gości w domu, a zazwyczaj jest ich około 15 to naprawdę zaczyna robić się duszno :P
Babcie mają już zaburzoną termoregulację ciała. Stąd te narzekania, rajstopy, kalesony, podkoszulki, sweterki, bluzeczki, koce, chustki na głowach :) Tylko czasami mogłyby się ugryźć w język :P
OdpowiedzUsuńLepiej wychłodzić niż przegrzać dziecko - jestem tego zdania :)
OdpowiedzUsuń23 stopnie to dla Nas ewidentnie za cieplo. 19-20'C to temperatura w ktorej czujemy sie najlepiej I taka wlasnie panuje w naszym domu.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis!
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że taka jest najlepsza ale u nas przy temperaturze 20 stopni jest ZIMNO. Albo nie do końca sprawnie manipulator oddaje nam temperaturę, albo inaczej się ona rozkłada na 100m otwartej przestrzeni jednopoziomowej. Jeszcze do tego nie doszłam :P Ale ciepło mamy, idealnie by chodzić po domu w lekkim ubraniu
OdpowiedzUsuńO właśnie... wczoraj mieliśmy gości, Olu szalał, w domu było naprawdę ciepło od ilości ludzi, zgrzał się na koniec a potem wuj (jakże wspaniałomyślnie) postawił go w kuchni na blacie otworzył okno i kazał machać do odjeżdżającej rodziny... zimne powietrze owiało go gdzie trzeba i dziś chyba pojawia się katarek.
OdpowiedzUsuńTo dobry przykład na to, że przegrzewać NIE WARTO ! My się katarkowi nie damy