Pochorowaliśmy się.
Najpierw ja
Potem Synek
Całą trójką przeprowadziliśmy się w szpitalne mury.
Minęło! W ubiegły czwartek zginęłam. Od tak... wyszłam całując w czoło, z jakimś dziwnym smutkiem na twarzy - nie wróciłam. Olu co jakiś czas zadawał w domu pytanie, chociaż może to było stwierdzenie: "mama przyjedzie". Wieczorową porą podchodził do drzwi wiatrołapu, spoglądał przez dziurkę od klucza i powtarzał to samo z tęsknotą i nadzieją w głosie. Nie przyjechałam.
Trudno jest wyjeżdżać z domu z myślą o tym, że rozłąka może potrwać kilka dni. Trudno jest wytłumaczyć roześmianemu 2,5 letniemu dziecku, że mama znika.... doprowadzając go tylko do histerii - tego się obawiałam, tego uniknęłam. Pomachałam na pożegnanie, zamknęłam drzwi...
Trudno jest wyjeżdżać z domu z myślą o tym, że rozłąka może potrwać kilka dni. Trudno jest wytłumaczyć roześmianemu 2,5 letniemu dziecku, że mama znika.... doprowadzając go tylko do histerii - tego się obawiałam, tego uniknęłam. Pomachałam na pożegnanie, zamknęłam drzwi...
Mąż wrócił beze mnie. Jego obecność była wystarczająca. Minęła pierwsza noc, potem druga, ale gdy nadszedł trzeci (sobotni) wieczór i jakiś cholerny wirus rozłożył mi Synka, który po godzinie dosłownie przez ręce mężowi leciał - wówczas mnie zabrakło...
Czy może Matkę boleć serce bardziej, niż przez tą bezsilność w momencie, w którym potrzebna jest jej matczyna opieka? Moje dzieciątko wylądował w szpitalu i mimo, że leżało tak blisko mnie, że dzieliło nas kilkanaście metrów i kilka oddziałowych drzwi nie mogłam mu pomóc... Nie mogłam go nawet przytulić... Musiałam myśleć tylko o tym Maleństwie, które noszę pod sercem.
Czy może Matkę boleć serce bardziej, niż przez tą bezsilność w momencie, w którym potrzebna jest jej matczyna opieka? Moje dzieciątko wylądował w szpitalu i mimo, że leżało tak blisko mnie, że dzieliło nas kilkanaście metrów i kilka oddziałowych drzwi nie mogłam mu pomóc... Nie mogłam go nawet przytulić... Musiałam myśleć tylko o tym Maleństwie, które noszę pod sercem.
Nawet gdy mnie nie ma - jestem MAMĄ. Kocham, myślę, tęsknię, troszczę się... nie przesypiałam nocy, nie wytrzymywałam chwili bez informacji co się dzieje. Planowałam, pouczałam, sprawdzałam, zabiegałam.... chociaż przecież mnie tam nie było.
Przetrwaliśmy to! Minęło... Więcej takich doświadczeń nie chcemy!
Będąc na oddziale patologii ciąży chyba jeszcze bardziej uświadomiłam sobie, że niewiele już przed nami zostało. Rozpoczął się 31 tydzień. Czas biegnie nieubłaganie szybko. Mam Wam tyle do pokazania.... tyle drobiazgów do przygotowania, tyle niespodzianek i próśb.
Z jesiennego spaceru, ostatniego być może przed zimą, przesyłam Wam uściski :* Nasz rodzinny weekend dobiega końca...
Z jesiennego spaceru, ostatniego być może przed zimą, przesyłam Wam uściski :* Nasz rodzinny weekend dobiega końca...
tymczasem...
Superowe fotki, jak zawsze u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńwspółczuję choróbska i nie zazdroszczę sytuacji. ja już prawie miesiąc walczę. chorują wszyscy po kolei. i modlę się by nie padło na mnie bo ja niestety ze wzglęgu na moją nieciekawą sytuację musze być niezastapioa
OdpowiedzUsuńCudowna <3
OdpowiedzUsuńZdrówka dla was <3 Duuużo
Pięknie wyglądasz :* Bardzo się cieszę, że to wszystko już za Wami! Nigdy więcej!
OdpowiedzUsuńDokładnie Tak! Tytuł prawdziwy! I to bardzo!! Wyglądasz rewelacyjnie!
OdpowiedzUsuńOby takich momentow jak najmniej. W takie chwile docenia się jednak wyjątkowo mocno obecność taty. Bo gdzie mama nie może tam tatę pośle :) buziaki
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że minęło. Teraz będzie już tylko pięknie!😉 Trzymajcie się zdrowo! Martynko, jak Ty pięknie wyglądasz w ciąży!😍
OdpowiedzUsuńkiedy to czytam, u nas śniegu już po pachy. A rozłąki czasem przez nas niedoceniane są. Czasem pozytywnie wpływają. Widzimy wtedy podwójnie naszą miłość do tyh co w domu zostają. Choć wiem, jaki to cięzki czas.
OdpowiedzUsuńMasz rację Asiu, czasami nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jak nasza troska o te Maleństwa jest ogromna...
OdpowiedzUsuńU nas dziś ciepłe słonko świeci.... gdyby nie fakt, że w kalendarzu ewidentny listopad :)
Minęło, najważniejsze, że minęło :)
OdpowiedzUsuńTeraz tylko jedną planuję rozłąkę.... z pobytem na porodówce
O! Dobrze napisane.... jednak mama może być zastąpiona - przez tatę najlepiej :)
OdpowiedzUsuńTe rozłąki nie są łatwe, ale za każdym razem pozwalają dostrzec coś nowego...
OdpowiedzUsuńTylko jedna jeszcze rozłąka nas czeka - na czas porodu :) Konieczna i całkiem przyjemna.... <3
OdpowiedzUsuń:* :* dużo się przyda
OdpowiedzUsuńTo prawda ... jak już mama pada, a "zastępcy" nie ma - jest trudno.
OdpowiedzUsuńDlatego naprawdę trzymam kciuki za to, by Twój organizm był na tyle silny, by przezwyciężyć te wirusy !! Zdróweczka dla Was wszystkich :*
To TATA :)
OdpowiedzUsuńTak, ta na pewno będzie inna :) Nie mogę się doczekać Twojej relacji, jak to będzie, ach... bo... ciiiiiiiii... ale niedługo czeka nas to samo :)
OdpowiedzUsuńZdolny tata :)
OdpowiedzUsuń9 tygodni... Faktycznie mało czasu już Ci zostało! Trzymajcie się zdrowo już do samego końca ciąży <3
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest. Mamą jest się zawsze. To osobno komórki mózgu za o odpowiadają, gdzieś tam w tyle głowy...I nie ważne czy robi się coś ważnego, odpowiedzialnego, koniecznego, czy coś lekkiego i przyjemnego dzieci zawsze są z nami...w naszych głowach i naszych sercach. I jakież to jest niesamowite, jakież to jest piękne! Choć trudne czasami są te rozstania, są tak bardzo naszym dzieciom przede wszystkim potrzebne. Nam trochę w sumie też...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało Wam się przetrwać.
Dobrze, że są Tatusiowie...dzięki nim jednak zawsze trochę lżej na barkach i na sercu....
Jezusie Kochaniutki <3 Najlepsze wieści !!!
OdpowiedzUsuń:* Czas pędzi, czas po prostu pędzi ! :)
OdpowiedzUsuńAle Ty też wiesz dobrze, jak to jest
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak mocno się uzupełniamy jako rodzice... :)
OdpowiedzUsuńTo prawda - mamą jesteś nawet wtedy, gdy nie ma Cię przy dziecku fizycznie. To się już nie zmieni, na zawsze bedzie nieodłącznym elementem naszego życia. Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło - i że w końcu opuściliście szpitalne mury. Faktycznie, oby już nigdy więcej takich przykrych doświadczeń ! :*
OdpowiedzUsuńTo już faktycznie końcóweczka :) Życzymy dużo zdrówka dla całej rodzinki, oby jak najmniej takich rozłąk... Wiem jak to jest, bo Eryk jak na swój wiek, to już 3 razy był w szpitalu, a wtedy zawsze był z nim tata, bo tak już się złożyło, że ja z początku nie mogłam, najpierw ciąża, później karmienie Lili i chłopaki tak już się zżyły ze sobą podczas tych pobytów, że teraz jak Eryk ma iść znów do szpitala, to tylko z tatą :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że są Ci tatusiowie... i że na tych tatusiów takich fajnych facetów udało nam się wybrać :) Zdrówka Kochana :*
OdpowiedzUsuńNiech to będzie po prostu etap zamknięty!
OdpowiedzUsuńA co do naszych matczynych przypadłości - faktycznie im dziecko starsze, tym może być gorzej...
Czasami gorzej jest być "mamą na odległość" Nie możemy przytulić, sprawdzić, próbować pomóc. To gdzieś nas przytłacza i czasami obwiniamy siebie. Dobrze, że złe dni minęły. Życzę Wam dużo zdrówka! :)
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym, że nie ma nic gorszego, niż przymusowe rozłąki, na które wpłynąć niestety nie można... Oby jak najmniej takich sytuacji :*
OdpowiedzUsuńWyglądasz kwitnąc. :)
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz i wyobrażam sobie co czułaś,,, buziaki dla Was!
OdpowiedzUsuń:* każda mama jest to w stanie zrozumieć
OdpowiedzUsuń