Wielki ból. Wielka strata. Poronienie. Poród martwego dziecka - opowieść kobiet, które doświadczyły tego cierpienia!
Może nie spodziewasz się, jak powszechnym zjawiskiem jest poronienie. Może nie spodziewasz się nawet, jak wiele kobiet rodzi martwe dziecko. Możesz wyobrażać sobie tylko, jak wielki jest to ból, jak wielka trauma, jak ogromnie trudno jest się pogodzić z tym co przynosi los... Z tym, co zabiera los.
Nie będzie tu fachowych opisów co, jak i dlaczego. Nie będzie wypowiedzi lekarza. Nie będzie formułek z encyklopedii medycznych. Nie będzie fachowych pojęć. To nie to miejsce. Nie ten czas.
Tu poniżej znajdziesz opisane ze łzami w oczach i ucisku w gardle doświadczenia kobiet, które zgodziły się, by opublikować tutaj ich historię... Ku przestrodze. Dla świadomości. Dla wsparcia. Jeśli cierpiałaś, jeśli cierpieliście z tego powodu - nie jesteście sami! Jest wiele osób, które Was zrozumieją. Ludzie wstydzą się mówić o tym wprost. Ludziom wydaje się, że to ujma. Ludzie myślą, że ten problem dotyczy tylko ich... a to nie jest prawda.
Po opublikowanym w marcu wpisie: "Nie odkładaj MACIERZYŃSTWA na później" dostałam mnóstwo wiadomości e-mail, całe mnóstwo wiadomości na facebook'u i kilka telefonów od znajomych. Wszystkie te rozmowy dotyczyły jednego: straciłam dziecko, nie mogę zajść w ciążę, nie możemy mieć dzieci, przegapiłam TEN moment.
Dziś przeczytacie kilka historii kobiet, które straciły ciążę... straciły dziecko! Tylko za ich zgodą - całkowicie anonimowo. Jeżeli poczujesz, że z oczu spływa łza - to dobrze.... to znak, że jest w Tobie empatia. Niech płynie
[ Pisownia poprawiona stylistycznie za zgodą autorów, treść zachowana ]
I ja jestem jedną z tych, które straciły swoje ukochane dzieci. Za sobą mam 5 poronień, straciliśmy 6 malutkich duszyczek, których nie dane nam było nigdy zobaczyć. Nie mam dzieci, i czasami tracę nadzieję, że kiedykolwiek będę je miałam. Po kilkuletnich staraniach okazało się, że nie jestem w stanie zajść w ciążę w naturalny sposób. Korzystaliśmy z zabiegów in-vitro ( i to tylko dlatego, że nas na nie stać - prawo działa na niekorzyść naszą zdecydowanie, i pod tym względem na pewno nie pomaga) których efektem były tylko kilkudniowe ciąże. Immunologia. Moje ciało zwalcza każde nowe życie bo traktuje je jak zwyczajnego intruza a ja nie mogę na to wpłynąć. Korzystaliśmy z przeróżnych szczepień, brałam mnóstwo leków, roztyłam się nie wiem czy przez te hormony czy zajadany stres, straciłam wiarę w siebie... Gdyby nie mąż nie wiem, czy byłabym w stanie funkcjonować. Nie obyło się bez psychiatry! I polecam wszystkim kobietom, które spotkał ten sam problem - nie bójcie się sięgać po pomoc! Po to jest! Nikomu nie musicie tego mówić, ale wato sobie pozwolić pomóc. Od bliskich i mniej bliskich słyszę tylko "za bardzo chcesz, odpocznij, zapomnij o tym, znajdź sobie zajęcie, jak będziesz tak chciała to nigdy nie zajdziesz". Czasami mam ochotę zwrócić na każdy ten morał bo już tłumaczyć mi się nie chce jak bardzo ranią mnie te słowa, jakie podłoże medyczne jest naszych problemów i jak wielka jest w nas wola walki! Nic tak nie boli jak rady tych, którzy nigdy tego nie zaznali... dlatego jeśli czyta to ktoś, kto nigdy nie przeżył straty upragnionego dziecka niech ma świadomość - żadna rada nie jest dobra w takich okolicznościach! Czasami wystarczy złapać za rękę, popatrzeć ze współczuciem, wysłuchać... NIE DORADZAĆ!
Marta, 30 lat
Mam 21 lat. Poroniłam swoją pierwszą ciążę. Niestety cieszyliśmy się nią naprawdę krótko, bo zatrzymała się ona na 8 tygodniu, a w 11 został wykonany zabieg. Słyszałam tylko to malutkie serduszko, które rytmicznie oznajmiało nam, że tam jest... że jest na kogo czekać!! Czułam się naprawdę dobrze, chociaż nie pracowałam i uważałam na siebie pojawił się krwotok, który był oznaką tego, że mój organizm próbuje martwy płód zwalczyć. Nadal cierpię, bo to wszystko jest takie świeże. Czuję, że nikt mnie nie rozumie. Patrzą na mnie z politowaniem, bo przecież jestem jeszcze młoda i mam na wszystko czas! To właśnie usłyszałam od lekarza podczas badania usg. To, że nie tylko ja jedna wcale mnie nie pociesza, nie poprawia nastroju a cierpienie innych kobiet nie sprawia, że mi jest lżej. Sorry!! Rady typu: weź wyluzuj, zapomnij, macie czas, jedźcie na imprezę, zabaw się - coś okropnego! Straciłam dziecko, którego pragnęłam, na które czekałam... które kochałam pomimo tego, że sie jeszcze nie narodziło!! Chciałabym, by ludzie czytając tą historię zrozumieli, że to dramat nawet dla młodej kobiety!! Czasami mam wrażenie, że mając wokół siebie tyle szczęścia już na to, jakim jest dziecko nie zasługuję. Lekarze mówią, że to przypadek, że tak się zdarza... nie poddamy się jednak bez walki i kierujemy siebie w dobre ręce lekarzy z jakiejś kliniki. Będziemy robić wszystko, by wykluczyć podobną sytuację w przyszłości! Ból jest ten sam - wiek nie ma znaczenia. Cieszę się jednak, że jestem jedną z tych, które o dziecko walczą od młodych lat nie czekając, aż młodość przeminie, a szaleństwo przestanie mieć dobry smak. To jest mój czas i nikt mi nie wmówi, że mogę jeszcze poczekać!
Eliza, 21 lat.
Rodziłam mojego maleńkiego Synka w wielkich katorgach! Nigdy nie pomyślałabym, że rodzenie martwego dziecka odbywa się przy pełnej świadomości, pomieszane z żalem goryczą, bólem fizycznym nie mniejszym niż psychicznym. Zero wsparcia w lekarzu, spoglądająca nieufnie położna w której wydawało mi się widzieć oznaki współczucia. Miał kilogram. Udusił się pępowiną. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam oddychać. Krzyczałam z bezsilności chociaż jednym marzeniem było zamilknąć na zawsze. Nic się dla mnie nie liczyło! Po tych mękach trwających 4 godziny pozwolono mi w zasadzie nawet nie pytając o zdanie pożegnać się z moim dzieckiem. Maleńki jak dłoń, zimny, sztywny, taki siny. Był piękny! Niczego tak nie kochałam jak niego! Mój najpiękniejszy Wojtuś, który śni mi się całymi nocami... który w tych snach tuli się do mnie i mówi ma-ma. Który czeka razem z nami na swojego braciszka, który na świat przyjdzie za niecałe 5 tygodni. Jest z nami... pomimo tego, że fizycznie go nie ma. Przykro mi, że nie wszyscy są świadomi tego, że strata dziecka nie równa się z tym, że go nie ma. Zawsze będę matką dwojga dzieci. Chociaż jedno jest w niebie - jest... ono na nas czeka!
xyz, 27 lat
Mając 33 lat straciłam moją trzecią ciążę w 22 tygodniu. To była malusieńka dziewczynka, moja upragniona córeczka, którą nigdy nie było mi dane przytulić a teraz mogę ją odwiedzać tylko na cmentarzu. To boli bardzo. Ciągle myślę o tym, jak by wyglądała, zastanawiam się, jak kochaliby ją moi dwaj synkowie. Z pierwszych ciąż mam cudownych synków, których kocham nad życie. Te ciąże były bezproblemowe. Pracowałam do 8 miesiąca ciąży kompletnie nie rozumiejąc dziewczyn, które ledwo co w ciążę zaszły i już na zwolnieniu pod byle pretekstem bólu brzucha. Miałam jakieś dziwne wpojone wyobrażenie, że ciąża to nie choroba, że przecież nie ma prawa boleć, bo to natura. Wydawało mi się, że te wszystkie młode kobiety tylko szukają pretekstu do pójścia na zwolnienie, bo po co pracować, skoro na zwolnieniu ciążowym zapłacą Ci to samo za siedzenie w domu. Wszystko było według mnie takie bezproblemowe i oczywiste. Moje ciąże utwierdzały mnie w tym, że to wszystko jakieś wymysły i fanaberie - a co gorsza: wprost o tym mówiłam. Zachodząc w trzecią ciążę zamierzałam pracować do końca, bez wyjątków i ulg, jak 'normalny człowiek'. Brzuszek rósł, waga również. Ciąża ewidentnie mi służyła chociaż tym razem wieczorami odczuwałam pewien dyskomfort, jakby kucie, pobolewanie. Nospa załatwiała sprawę. Do lekarza chodziłam standardowo co 4 tygodnie, nie wydawało mi się, że muszę interweniować. Czekałam z utęsknieniem na jej ruchy... kupowałam różowe sukieneczki, malutkie białe skarpeteczki wykończone koronką. W końcu czułam, że moja wymarzona córeczka wypełni mi ten brak pastelowych ubranek w naszej rodzinnej garderobie. Nie mogę sobie wybaczyć, że tego dnia poszłam do pracy! Może czułam się jakoś inaczej, pobolewał mnie troszkę kręgosłup ale nie sądziłam, że to może być coś innego, niż nadwyrężenie kręgosłupa odstającym brzuszkiem, zmiana postawy. Krew, pogotowie, szum, wielki ból, pot, poród, kilka godzin przytulania, potem pogrzeb, brak słów, brak uczuć, żal i złość na siebie! Dlaczego nie reagowałam?? Dlaczego byłam tak durna i myślałam, że takie rzeczy to spotykają tylko jakąś patologię, a wszystko co złego mnie się nie tyczy? Bo przecież stosuję się do zaleceń lekarza, medycyny i wszystkich świętych. Po roku chodzenia do psychologa zdecydowaliśmy się ponownie zaryzykować. Plan był zupełnie inny... byłam tak przewrażliwiona, że gdy tylko okres spóźniał mi się jeden dzień brałam L4 i robiłam test. Negatywny niestety. Minęły 4 lata. W ciążę nie zaszłam... moje podejście się jednak zmieniło... to nie ambicja jest w naszym życiu ważna, nie praca, nie pieniądze. Jeśli nosimy pod sercem dziecko - to ono jest najważniejsze! Tylko i wyłącznie ono! Może to taki dar, którego już nigdy nie doznam? Gdybym mogła cofnąć czas, zamiast oceniać innych wspierałabym, zamiast skupiać się na pracy skupiałabym się na sobie i mojej malutkiej córeczce, którą nosiłam pod sercem... bo może byłaby, gdyby nie ja...
zyx
Nie wiem dlaczego zdecydowałam się o tym napisać, ale po Twoim wpisie miałam ogromną potrzebę uzewnętrznić się. Chciałam napisać tylko to, co leży mi na sercu i co chciałabym powiedzieć każdej młodej kobiecie, która odkłada macierzyństwo w nieskończoność, bo tak jak piszesz - nie warto! Jestem jednym z tych przykładów, które podobnie jak Ty zaczęły wcześnie, byłam domatorką, pracę miałam bo miałam, chodziłam do niej bo musiałam, bo co bym w domu robiła bez dzieci? Takie to były czasy, że na siłę udowadniać trzeba było swoją niezależność - moda. Zresztą co miałam robić? Czekała na męża z obiadem? Zaraz po ślubie staraliśmy się o dziecko i dopiero po 4 latach zobaczyłam wymarzone 2 kreski. Urodziłam zdrową córeczkę, która była spełnieniem moich marzeń. Patrzę na nią teraz i zdaję sobie sprawę z tego, że to największy cud jakiego doświadczyliśmy. Bałam się kolejnych starań, byłam zmęczona wychowaniem dziecka, które było dla nas całym światem. Chociaż mąż nalegał ja odkładałam macierzyństwo na później, jakby był jeszcze czas, chyba myślałam że byłoby łatwiej gdy nasza córcia się już odchowa. W sierpniu 2015 roku 3 raz straciłam ciążę i jeszcze nie mogę się pozbierać, chyba nawet nie chcę walczyć o kolejny raz. Mając jeszcze 39 lat i dorosłą córkę nagle zapragnęłam odmłodzić się, wrócić do przysłowiowych pieluch. Marzenia tak jak piszesz jedno, życie drugie, lekarz twierdzi, że mój czas na dzieci już minął a organizm coraz gorzej reaguje na nowe życie pod moim sercem. Mój czas jednym słowem przeminął. Muszę się z tym pogodzić chociaż nie mogę przeżyć tego, że mogłam pomyśleć o tym wcześniej, zatracać sie w czasie, dlatego apeluję dziewczyny - nie czekajcie do 40 lat! Ryzykujecie zbyt dużo!
Barbara, 41 lat
Poroniłam ciążę w 10 tygodniu, która była skutkiem licznych wad genetycznych płodu. A potem było tylko gorzej. Pojawiły się powikłania, które doprowadziły do kolejnego zabiegu a ten znów nie został prawidłowo wykonany. Niewykryta infekcja spowodowała, że straciłam swoja kobiecość. W lipcu 2012 z dniem wjazdu na salę operacyjną pochowałam swoją kobiecość. Trudno mi o tym pisać. Toczy się sprawa związana z oskarżeniem lekarza wykonującego oba zabiegi uchybień, które doprowadziły do tego, że ratunkiem dla mojego życia było usunięcie jednej wielkiej rany, którą stała się moja macica. Próbuję żyć dalej chociaż wraz ze swoją kobiecością straciłam również męża, jedynego mężczyznę, który mógł mi pomóc, na którym wyładowałam cały stres, cały żal, na którego próbowałam zrzucić winę za zło całego świata. Ale nie wybaczę mu tego! Nie przeszedł tej próby, a miał być przy mnie do końca moich dni bez względu na wszystko. Cieszę się, że jest jeszcze adopcja - może przeleję swoja miłość na dziecko, które jej nie doświadczyło? Ale najpierw muszę się podnieść. Trudno jest pogodzić się z tym, że nigdy już nie będę w ciąży, nie poczuję ruchów dziecka, nie będę cierpieć jak inne kobiety na sali porodowej i z żadną przyjaciółką nie wymienię się tymi doświadczeniami.
Kasia, 29 lat
Miałam wszystko: dom, męża, faceta kochającego mnie, życie towarzyskie. Było fajnie, całkowicie bez zobowiązań, można powiedzieć, że byliśmy niezależni. Pewnego dnia tak jakby nigdy nic zerknęłam w kalendarz i uświadomiłam sobie, że ten dzień na który zazwyczaj czekają kobiety nieplanujące macierzyństwa minął dobrych kilka dni temu. Zrobiłam test - pozytywny. Nie było mi do śmiechu, płakałam długo, nie wiedziałam co powiedzieć facetowi - to niepoważne. Miałam do siebie żal i wyrzuty. Potwierdziliśmy ciążę, ale przez kolejne 4 tygodnie nadal się nią nie cieszyłam. Wręcz przeciwnie. W 9 tygodniu ciąży wzięłam dzień wolny w pracy i beznamiętnie jakby od przymusu poszłam na umówioną wizytę u ginekologa. Do dziś wdzięczy mi w uszach "bardzo mi przykro, dziecko się nie rozwija, muszę Panią skierować na zabieg". Sama siebie zapytałam: no i co? chciałaś tego? Pamiętam tą drogę, którą wracałam do domu. Ludzie mijali mnie a ja z obojętnym wzrokiem szłam na oślep. W głowie miałam tylko jedno: zabiłam je! Ono wiedziało, że go nie chciałam, że to nie ten moment, czuło że go nie chcę i odeszło! Świat stanął na głowie. Dwa dni po zabiegu o którym nawet nie chce mi się Ci opowiadać pierwszy raz powiedziałam co czuję mojemu facetowi. Myślisz, że zrozumiał? NIE! Minęło kilka tygodni. Przez ten czas w nawet najmniejszym tłumie dostrzegałam kobiety w ciąży. Obłęd! Mówię Ci, myślałam już, że mam depresję. Nagle zaczęłam tego pragnąć! Chciałam wychowywać dziecko i mieć rodzinę. Nie minęły 2 miesiące od tamtego zdarzenia i znów ujrzałam pozytywny test. Sądziłam że to żart bo pierwsze o czym pomyślałam to znów to, że to chyba nie ten moment, że nie przygotowywałam się, że nie byłam u lekarza, nie zrobiłam badań, nie wiem dlaczego tak się stało wcześniej, może to moja wina? Była jednak we mnie nuta nadziei. Po drugiej wizycie u lekarza potwierdzono: ciążą bliźniacza. Cieszyłam się okrutnie. Miałam wrażenie, że los mi zwrócił to, co zabrał. Planowaliśmy wyjazd nad morze, odpoczynek, poszłam na zwolnienie, oszczędzałam się... ale niestety. W październiku poroniłam moje dzieciątka w 13 tygodniu ciąży. Nie mogę się podnieść... znów pragnę, znów się boję, znów mam nadzieję... czas odwiedzić jakąś klinikę, poszukać pomocy, znaleźć kogoś, kto nas poprowadzi. Mam wyrzuty!!!
Ela, 31 lat
Strata dziecka. Ogromny ból. Żal. TĘSKNOTA...
*Jeśli doświadczyłaś tego - możesz o tym napisać chociażby w formie anonimowego komentarza.
Wraca wszystko...ja sie aktualnie moge cieszyc moim rainbow baby (dziecko, ktore pojawia sie po poronieniu). Co prawda zostalo jeszcze 10 tyg., ale lekarz mowi, ze wszystko jest jest dobrze. To oczywiscie nie leczy calkiem,bo zawsze gdzies tam w glowie mysla o tym straconym dziecku, ale przynosi duza ulga. Zycze dziewczynom jak najlepiej.
OdpowiedzUsuńKochana mam nadzieję, że to będzie baaaaardzo szczęśliwy koniec ciąży! Nie ma nic piękniejszego niż macierzyństwo... być może ten, kto doświadczył straty jest bardziej świadom tego CUDU.
UsuńPotworne. Nigdy nad tym nie myslalam, zreszta chyba malo kto ot tak mysli ze moze poronic, ale wydaje mi sie ze im wieksze dziecko i na prawde rzeczywisty porod niezyjacego dziecka, tym wieksza trauma
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację... Im bliżej terminu, tym przywiązanie większe...tym miłość większa, tym ból trudniejszy do zniesienia. Każda strata boli, i żadna sytuacja nie jest równa drugiej. Cieszę się Kochana, że nigdy nie musiałaś o tym myśleć.... :* oby się to nigdy nie zmieniło!
UsuńMiałam 21 lat. Chwile po ślubie, jeszcze nie chcieliśmy dzieci, ale stało się. W sumie, był to mój sprytny plan - jak się nie starasz, to wychodzi. On cieszył się tak samo jak ja. Do tego, powiedziałam mu o tym dopiero w dzień jego urodzin. Jak trudno było czekać te cztery dni!
OdpowiedzUsuńWszystko było dobrze. Do tego bliźnięta! Moje największe marzenie miało się spełnic. Ale niestety... Pięć i pół miesiąca - ból, krew i wysłanie do domu! Mój lekarz wysłał mnie do domu bo to tylko 'nie groźny krwotok'! Mój mąż zabrał mnie do prywatnej kliniki. Od razu poradzili mnie na wózek i powiedzieli, że nie widzą, co za idiota pozwolił mi chodzić, ale mam się nie martwić, będzie wszytsko dobrze... Dwóch chłopców... Krzysiu i Kubus...
Teraz nam córkę, Tosię. Ma dwa lata. Jej brat, Krzyś, jest w drodze.
Dziewczęta - nie bójcie się! Ciąża to nic złego, nie przeszkadza w nauce, ani w spełnianiu marzeń. Jestem już na końcu studiów. Medycyna i ginekologia, a zaraz będę miała drugie dziecko. Pamiętajcie, że cisza nie zaczeka. Pilnujcie czasu i się nie bójcie.
Strasznie mi przykro, że straciłaś swoje Maleństwa. Masz rację, nie warto odkłdadać tego na później. Ciąża czy też dziecko nie rujnują naszych planów, nie niszczą naszego życia - wszystko da się poukładać wystarczy tylko chcieć. Przede wszystkim trzeba mieć instynkt... Cieszę się, że masz Tosię, i cieszę się, że masz Krzysia w drodze :* Szczęścia Wam życzę!
UsuńJesteś kolejnym przykładem dodającym otuchy !
I zawsze obwiniany siebie ... Choć tak byc nie powinno . Ja tez pamietam ten żal do swojego ciała, ze nie dało rady ... To uczucie, ze zawaliłam , ze mogłam cos zrobić inaczej , lepiej ...dzisiaj patrzę na swoją Zuze, ma dziewięć miesięcy a ja wciąż nie moge przestać sie dziwić, ze ja mam, ze taka cudna namsie udała ... Rainbow baby :) nie znałam tego... Piękne określenie
OdpowiedzUsuńJa również nie znałam tego określenia... zapadnie mi w pamięć...
UsuńJeżeli ktoś doświadczył straty dziecka nie przejdzie obok tego wpisu obojętnie. Jedne z historii dają nadzieję, inne to kolejny dowód na to, że nie warto odkładać macierzyństwa na później. Wiele z historii nie mogłam opublikować ponieważ nie otrzymałam na to zgody... Wiem, jak wiele osób szuka takich informacji - dlatego je tutaj zamieściłam.
Dziękuję Wam, że piszecie o swoim macierzyństwie. Trudnym i bolesnym.Jestem mamą dziewiątki dzieci. Jestem też dumna, że każde z nich się poczęło, że za każdym razem mieliśmy tę odrobinę nadziei i odwagi. Pamiętam moją radość jak zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Już pierwszego dnia myślałam o imieniu, jak to będzie z czwórką dzieci, byłam podekscytowana. Nawet nie przypuszczałam, że mogę to dziecko stracić. Dwa tygodnie później poroniłam, pamiętam ból, moją dezorientację, śmiech i obcasowe zachowanie personelu medycznego a potem strach i panikę.Urodził się nasz Anastazy, pragnęliśmy go pochować, zrobić chociaż tą jedną rzecz dla niego, a może dla nas? Potem począł się Józef, zrobiłam wszystkie badania, serduszko biło, i znów plamienie, strach i szpital. Byłam szczęśliwa, że tym razem nikt mi nie urąga i że mogłam przyjąć jego ciałko na dłonie. Długa bezlitosna, formalna procedura pogrzebowa, pogrzeb i poczucie ulgi. Zaryzykowaliśmy jeszcze raz z moim zastrzeżeniem, że tego dziecka nie oddam, oczywiście byłam pełna lęku i strachu o życie tej istotki. Płakałam, gdy jej serduszko biło, nasza czwarta- szósta córeczka urodziła się i jest z nami. Hiacyntka, nasza cichutka, bo nawet nie wiedziałam, że jest, tym razem przyjął na dłonie i ucałował ją tata. O traumie szpitalnej nie chcę wspominać. Dostaliśmy jeszcze dorodnego synka, i czekamy na narodziny szóstego- dziewiątego synka. Cieszę się, że mogłam o tym napisać, trochę popłakać, przypomnieć coś, co na codzień mi umyka, i cieszyć się z tego, że jestem mamą, tylko i aż mamą.
OdpowiedzUsuńTo piękne co piszesz... to ewidentny dowód na to, że o tym się nie zapomina, że tego się nie przekreśla. To, że się nie narodziły nie znaczy, że ich nie ma. Są... ale tam na górze. Cieszę się, że los dał Wam jeszcze tyle szczęścia :*
UsuńNawet nie wiesz, jak kobiety po takich przejściach szukają takich artykułów, jakiś informacji. Szukają na forach historii podobnych do nich. I ja tu jedną znalazłam. Też jestem młodą osobą, która właśnie przeżywa stratę. Nic mnie tak bardziej nie boli jak te teksty, że mamy jeszcze czas. Żeby z rok odpuścić. Nikt nie pomyśli, że to ten moment. Mamy warunki, stabilizację finansową, mogę spokojnie donosić ciążę jeśli tylko będzie nam dana. Szkoda, że tak mało informacji jest tutaj na temat diagnoz ale rozumiem, to nie to miejsce. Zainteresowała mnie ta immunologia - poczytam. Dziękuje
OdpowiedzUsuńChyba wiem... dlatego ten artykuł powstał.
UsuńCzytam i ryczę. U mnie był to 10tc, słowa lekarza na rutynowej wizycie, ze serduszko maleństwa przestało bić. Widziałam na usg ten malutki ksztalcik, moje dzieciątko takie nieruchome,a wcześniej było w porządku. .. Na drugi dzień już zabieg, okropny, tak strasznie płakałam, że nie mogłam się uspokoić, miałam takie dreszcze, ze przywiazano mnie pasami do fotela,po czym uspiono. Chciałam umrzeć. Ale żyłam dzięki synkowi, który czekał na mnie w domu.
OdpowiedzUsuńTrzy cykle po zabiegu zaszłam w ciążę,ale przyszły plamienia, okropny strach.na szczęście udało mi się donosić i mam zdrową córcię. Ale przysięgam na Boga każdego dnia drżalam o jej bezpieczeństwo w brzuchu.
Kochane ,odwagi! Wiem,jaki to strach,ale warto podjąć ryzyko.my podjęliśmy po trzech cyklach,bałam się bardzo. Ale wiem czy to po trzech, czy trzydziestu balabym się tak samo....
Bardzo mi przykro Megi. Bardzo!
UsuńRozumiem Twój ból i żal... nawet wspomnienia są bolesne. Ale mamy to szczęście, że jest kogo przytulać :*
Jest godzina 8 a ja jeszcze w łóżku. W koło biega rozbrykany dwulatek. Leżę i czuje ze wypływa ze mnie moje drugie szczęście.
OdpowiedzUsuńW czwartek dowiedziałam się że nie ma serduszka. Nie wykrztalcilo się. Przyczyna?! Jest i znam ją. Wirus który złapałam od mojego Szkraba. Niby blacha rzecz. Lekarz zalecił leczenie się sokiem malinowym bo przecież dla ciężarnych nie ma lekarstw ;-/
Myślę że moze za bardzo chciałam. W pierwszej ciąży nic nie planowałam. Bardzo się cieszyłam ale na wszystko miałam czas. Nawet mebelki dla Dziecka max przywiózł dopiero jak urodziłam. A teraz wiedziałam nawet jaka pościel kupie. Nie brałam pod uwagę ze może mnie to spotkać.
Rodzice powtarzają ze spróbujemy ze jesteśmy młodzi ze się uda ale strach który będzie temu towarzyszył pozostanie juz na zawsze
U mnie było podobnie... Najprawdopodobniej przyczyną był wirus, lekki, ale jednak... Teraz przed kolejną ciąża boje się o każde kichniecie mojego dziecka, bo nie wiem czy to nie zabije tego nienarodzonego... A przecież niektóre kobiety też chorują w ciązy, mają grypy, jadą na antybiotykach, nawet o chemii słyszałam, a dzieci rodzą się zdrowe... Dlaczego nam się nie udało?
UsuńBardzo mi przykro... naprawdę trudno jest mi napisać cokolwiek w tym momencie. Potrzebujesz dużo siły! I tej siły chciałabym Ci dać.
UsuńEco Holist - czasami najgorsza bywa ta niewiedza... niewiedza która składa się na BEZSILNOŚĆ. Najczęściej przyczyna poronienia nie jest znana... najczęściej to tylko podejrzenia.
Mam nadzieję, i liczę na to, że takie sytuacje już nigdy Was dotyczyć nie będą! :*
Szczerze to nawet nie jestem w stanie doczytać żadnej wypowiedzi do końca, bo tak ściska mnie w gardle. Moja historia może nie jest aż tak straszna, ale niestety też to przeżyłam. W 4 tygodniu dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a w 8 już miałam zabieg. Zarówno informacja o drugiej ciąży jak i informacja, że serduszko nie bije były ogromnym szokiem. Ogromnym wsparciem psychicznym była świadomość, że w domu czeka na mnie już jeden wspaniały człowieczek. No i nadal mamy szanse na powiększenie rodziny...
OdpowiedzUsuńPewnych rzeczy nie sposób jest opisać słowami. Każda z tych Pań przeżywała swoją osobistą tragedię. Każda z nich cierpiała równie mocno... nawet te, które w pierwszej chwili nie pragnęły tego dziecka jego strata jest jakby pokutą. Jakby ich myśli i słowa obróciły się przeciwko nim. Nie nad wszystkim możemy zapanować... i nie wszystko potrafimy zaplanować. Ale... nie warto odkładać macierzyństwa na później!
UsuńJa straciłam ciąże bliźniaczą w 12 tygodniu... Długa historia... Mamy już córeczkę, 4 letnią Hanię. Ciąża była cudowna, bezproblemowa. Chcieliśmy mieć jeszcze drugie dziecko, a tu pojawiły się na usg bliźniaki,a wraz z nimi szok, niedowierzanie, strach. Nie byliśmy aż tak szczęśliwi jak za pierwszym razem, nie byliśmy gotowi na podwójne szczęście i podwójny wysiłek... I może dlatego, nie ma ich tu z nami :( Dziś miały by 2-3 tygodnie... Wciąż chcemy mieć 2 dziecko, ale ja boję się gdy ktoś w moim otoczeniu, kichnie, kaszlnie... Lekarz powiedział, że w I trymestrze każda infekcja może być dla dziecka śmiertelna. A ja przecież z moimi aniołkami byłam lekko podziębiona... Czy to miało jakiś wpływ? Nigdy się tego nie dowiem. Mam nadzieję, że wróce tu za rok i dopiszę, że jednak udało się i mamy drugiego dzidziusia. Trzymajcie kciuki... Pomódlcie się. Jest strach, ale jest i nadzieja!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że obawy i strach zejdą na dalszy plan. Zawsze będzie niepewność, ale być może w końcu to pragnienie i ta miłość zwyciężą! Mam nadzieję, że odczytam od Ciebie wiadomość nie tylko za rok, ale również za krótki czas gdy już chociaż anonimowo będziesz mogła pochwalić się ciążą... :* tego Ci życzę!
UsuńPrzykre bardzo, nic więcej nie potrafię napisać.
OdpowiedzUsuńWiem... czasami brak jest słów by wyrazić współczucie. Ale można docenić to szczęście, które obok siebie mamy...
UsuńWiem... czasami brak jest słów by wyrazić współczucie. Ale można docenić to szczęście, które obok siebie mamy...
UsuńNie napiszę, że wiem co czujesz dziewczyny! Ale z całego serca Was przytulam. Boli mnie, że tak szumnie mówi się o aborcji jako zabijaniu,a poronienie traktuję się jako "oczyszczenie się organizmu" ( niestety słyszałam takie nazewnictwo). Tym samym utraconemu dziecku odbiera się człowieczeństwo, a matce prawo do żałoby. Historie o tym jak traktowane są kobiety, które muszą urodzić martwe dziecko lub przyjmowane są szpitala na zabieg we wczesnej martwej ciąży mrożą krew żyłach!
OdpowiedzUsuńMasz rację Marta! Tak wiele mówi się o abrocji a nikt nie walczy o to życie kiedy zaczynamy je tracić. Nikt nie informuje nas, jakie mamy prawa, wiele kobiet nie wie, że dziecko może zarejestrować USC, pochować, że należy mu się odszkodowanie a nawet skrócony macierzyński pozwalający wrócić do formy i fizycznej i psychicznej. To boli, że niektóre z Kobiet przez tą niewiedzę wiele traci. Ten system nie jest dopracowany i doskonale zdaję sobie z tego sprawę bo sama do tej pory byłam kompletnie zielona w tych tematach. Żadna kobieta w ciąży nie myśli o tym, co byłoby gdyby straciła to dziecko... niestety. Już nie wspomnę o tym, że Państwo wypina na takie sytuacje tyłek. NFZ również.
UsuńOsobiście jednak uważam, że w Polsce kobiety z patologią ciąży są naprawdę całkiem nieźle traktowane. Ciąże są podtrzymywane farmakologicznie - zapytajcie kobiety w UK.
Ale gdyby tak jeszcze zadbano o inne kwestie...
Straciłam Danielka, ale Bóg później dał mi Pawła i Mikołaja. Moje skarby wyleczyły ranę.
OdpowiedzUsuń:* masz Aniołka w niebie... czuwa !
UsuńNie potrafię czytać takich wpisów bo od razu mam łzy w oczach. Nie potrafię nawet sobie wyobrazić co czuję matka, która traci dziecko. Ból niemiłosierny i pozostający na całe życie. Pomimo, że byłam długo na hormonach, ciąże miałam okropna, dziecko miało podejrzenie wady genetycznej, później wodoglowia, poród trwał 16 h, a Kacper od razu trafił pod tlen- każdego dnia dziękuję, że Go mam, że zostałam mamą i wiem czym jest macierzyństwo. Szczerze współczuję tym co pragną a nie mogą i trzymam kciuki, aby invitro było im dane bo skoro można dac 500 zł na dziecko to Tym bardziej powinno dac się na invitro!!
OdpowiedzUsuńMasz rację... ! Cóż, może kiedyś się to zmieni?
UsuńNawet nie wiesz jak bardzo tego potrzebuje, właśnie teraz.. rozumiem ten ból i te łzy..
OdpowiedzUsuńWiem, że czytając takie historie można do nich podejść dwojako:
UsuńZ jednej strony dołują, bo pokazują jak okrutne jest życie i jak bardzo kruche,
Z drugiej strony uświadamiają powagę sytuacji i to, że skala jest ogromna i nie tylko MY cierpimy z tego powodu.
Przykry,ale jakiż prawdziwy wpis. Ja jestem w 19 tc i chyba jednak zacznę troszkę bardziej o siebie dbać. Chociaż czasem wydaje mi się, że co ma być to i tak będzie. W niektórych wypadkach wyrzuty sumienia nic nie dają. Bo nie wiecie czy nawet leżąc cały czas i tak by do tego nie doszło.
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak współczuję. I nie wiem jak ja bym takie coś zniosła. Nawet nie chcę myśleć o takim czymś.
Zacznij Kochana.. masz pod sercem życie! Cudowne życie, wartościowsze niż każde inne....
UsuńBędąc u przychodni lekarskiej z powodu przeziębienia w drugiej ciąży usłyszałam:
Pani Martyno, ja wiem, że ma pani dziecko w domu ale to pod sercem jest w tym momencie NAJWAŻNIEJSZE! Synek sobie poradzi, ale ono jest zdane tylko i wyłącznie na panią.
Bardzo wzięłam to sobie do serca. Ty też weź te słowa pod uwagę :*
Dlatego czasami po prostu wstydzę się cieszyć z tego, że jestem taka szczęśliwa. Takich historii jak opisanych tutaj jest tysiące. Przeraża mnie mnie. Silne kobiety.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że też kiedyś się zawstydzę :)
UsuńStracic dziecko albo kilka...to najgorszy koszmar w życiu kobiety, małżeństwa/pary...... Czasem źle mi z tym, że zadręczam się tym, że mając jedno dziecko nie mogę zajść w ciążę z drugim, kiedy inne kobiety tracą swoje raz za razem....., jednak z drugiej strony zawsze mówię "dlaczego mam się porównywać do tych, którzy mają gorzej? którym w życiu trudniej?" Przecież wciąż dążymy do tego, by coś osiągnąć, więc to chyba całkiem normalne, że matki takie jak ja i te, które nie mogą nimi być z różnych powodów zazdroszczą tym, które mają kilkoro dzieci.....
OdpowiedzUsuńNapisałaś ogromną prawdę! Warto Twoje słowa wziąć sobie do serca... czytam je i czytam, przeczytałam również mężowi - on potwierdza... owszem, powinniśmy mieć w sobie empatię, powinniśmy zauważać to, że inni mają gorzej - oczywiście. Warto jednak nie skupiać się na tym co złe a dążyć do tego, co dobre :*
UsuńMoja pierwsza ciąża była zaskoczeniem, za 3 tygodnie było nasze wesele, zrobiłam test i pokazały się dwie kreski. Wszytko przebiegło bez problemu i mamy synka:) od razu chcieliśmy mieć drugie dziecko i udało się znowu zobaczyłam dwie kreski byliśmy strasznie szczęśliwi. Poszliśmy do lekarza na kolejną wizytę i podczas usg była cisza.... po chwili lekarz oznajmia że serce nie bije... nie mogłam wypowiedzieć słowa. Zrozumiałam, że ciąża to cud. Ale po 2 miesiącach znowu pojawiły się dwie kreski i właśnie kończy się 12 tydzień. Jedyne pytanie jakie zadaje lekarzami na wizycie to czy serce bije... tylko to jest dla mnie najważniejsze. Wierzę, że wszytko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńTo prawda - nic nie jest dla nas tak ważne, jak to, czy dzieciątko żyje.. czy serduszko bije. Tak wielki szum pojawił się w temacie aborcji a sądzę, że wiele kobiet ona zupełnie nie dotyczy - one chcą urodzić dziecko... i nawet gdyby było chore będą o nie walczyć i kochać je najmocniej na świecie.
UsuńWzruszający post, nie mogłam przejść obojętnie. W tym roku kończę 20 lat. Ciąży nie planowałam, ale od dawna byłam pozytywnie nastawiona, w razie takiej "niespodzianki", chciałam mieć dziecko, wewnętrznie czułam się na to gotowa. No i jest! Dwie kreski, łezka w oku, radość, strach, podekscytowanie. Wszystkim chciałam się pochwalić. Byłam taka dumna. Już je kochałam. Tak mocno. Niestety moja radość nie trwała długo. % tydzień, pierwsze usg, na którym niewiele właściwie było widać. Badania krwi. Poziom HCG "w normie" ale u dolnej granicy. Dwa dni później krwotok, i nienawiść do każdej osoby, która myślała, że pocieszy mnie słowami "jesteś jeszcze młoda, masz czas" .. "jeszcze będziesz miała mnóstwo dzieci" . Ja już nie chciałam mnóstwo. Nie chciałam nic, tylko tamtą malusią duszyczkę, która nie zdążyła jeszcze zaistnieć. Płacz, ogromna trauma, ucieczka w pracę, nałogi. Ciągle jeszcze o tym myślę, i zawsze będę myśleć, ciągle boli. Ale co najgorsze, z dnia na dzień, stwierdzam, że już nie chcę mieć dzieci. Nie wiem, może to naturalny odruch? Nie przeżyłabym tego ponownie.. Choć wiem, że trauma kobiet, które straciły dziecko na późniejszym etapie ciąży, ta świadomość nie pomniejsza mojego bólu. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńbardzo mi przykro, że to Cię spotkało... Jestem przekonana, że każda kobieta przechodzi te traumę inaczej. Tak, bo to trauma. Niestety los nie oszczędza nikogo. Nawet kobiety, w sile wieku rozrodczego, zdrowe, młode i piękne mają z tym trudności. Oczywiście, jest jeszcze czas, zegar biologiczny nie tyka, może to tylko jednorazowa sytuacja bo zapewne określili to jako ciążę biochemiczną. Cierpienie jest.
UsuńJedna kobieta po utracie będzie niewyobrażalnie pragnęła kolejnego dziecka... inna podejdzie do tego zupełnie odwrotnie i tak jak Ty stwierdzi, że nie zniesie kolejnego cierpienia i odpuści.
Sadzę, że to przejściowe... psychika też musi odpocząć :* Trzymam kciuki!!
nie wiem jak to jest stracić dziecko nie doświadczyłam tego i nie chce tego przeżyć... ale są tez kobiety takie jak ja... które przez dłuuugi czas się starają i .....nic.... z miesiąca na miesiąc wpada się w coraz większy dołek bo znów u się nie udało... badania,wizyty niby jest wszystko ok ale.... mijają kolejne miesiące jesteśmy szczęśliwym małżeństwem ale brakuje tego dopełnienia szczęścia- dzidziusia... dziś mam córeczkę ukochana wyczekiwana kilka lat po ślubie...
OdpowiedzUsuńI to też jest bardzo przykre... i o tym też pisałam w innym wpisie "Nie odkładaj macierzyństwa na później"... bo czasami może być wszystko dobrze, możemy być zdrowe, w pełni sił, ustatkowane a macierzyństwo, które staje się naszym marzeniem nie może nadejść - od tak, zupełnie bez powodu! Dlatego nie warto odkładać planów związanych z dzieckiem zbyt długo... bo tak wiele jest w tych czasach problemów.. nie warto ryzykować!
UsuńStraszne to i dla mnie niewyobrażalne co muszą czuć kobiety, które tracą dziecko. A ciarki mnie przechodzą, gdy czytam czasem jak poronienia traktuje się w niektórych szpitalach.
OdpowiedzUsuńSama jestem szczęściarą- dwie ciąże, dwoje dzieci.
Jesteś szczęściarą!! :* i niech tak zostanie
UsuńCiąża to cud, ale i urodzenie zdrowego dziecka, to cud. Bardzo pouczające historie. Ja o moją córcię starałam się z mężem 2 i pół roku. Najpierw strasznie się bałam, że ją stracę na początku ciąży... Zwłaszcza, że pamiętam 2 poronienia mojej mamy. Później, jakoś w 4 miesiącu dowiedziałam się, że bratowa męża, nosząca w brzuszku 2 miesiące starsze dzieciątko, usłyszała od lekarza, że dziecko ma wadę serca. Później był już tylko strach. Niestety, jej dzieciątko zmarło, bo nie przyjęto przedwczesnego porodu w najbliższym szpitalu. Dziecko się poddusiło przewożone do kliniki oddalonej o 40 km. Późniejsze badania, sekcja zwłok wykazały, że dzieciątko było zdrowe, żadnej wady nie było. Gdyby je odebrano od razu... Pewnie nie odwiedzałaby go teraz na cmentarzu... Błąd lekarski, który jest tragedią na całe życie. :( Ja później miałam wykryte małowodzie i ku irytacji niektórych lekarzy uparłam się, żeby mnie położono na patologii ciąży. Tak bardzo paraliżował mnie strach o własne dziecko. I dobrze, bo mała podduszała się pępowiną i gdyby nie to, że miałam 3 razy dziennie robione ktg, mogłoby się skończyć równie tragicznie. Piszę o tym ku przestrodze. My, kobiety, matki nienarodzonych jeszcze dzieci musimy być bardzo czujne, ostrożne. L4 to nie wstyd, wątpliwości i chodzenie po lekarzach, dopytywanie się o wyniki badań mogą uratować dziecku życie... Wiadomo, czasami coś jest nam przeznaczone i tego nie przezwyciężymy.
OdpowiedzUsuńTak, urodzenie dziecka to również cud. Dziecko to cud! Życie jest cudem... i darem jednocześnie. Matka czasami wiele przeczuwa. Cieszę się, że mamy dzieci... cieszę się, że doceniamy co to znaczy mieć dziecko. Jestem tego samego zdania co Ty - L4 to nie wstyd! To walka o nienarodzone życie! Wszystko jest zależne od nas... ono samo sobie nie zawsze poradzi :(
UsuńWitaj..czuje ze I ja musze sie podzielic swoja historia..7 lat temu przyszla na swiat moja corka..po 9 miesiacach ciazy przyszla..I odeszla 3 godz pozniej na zawsze..ale od poczatku..porod jakto u pierworodki przeciagal sie..niby wszystko szlo jak nalezy..a jednak po 15 godz tetno dziecka nieznacznie spadlo..zainteresowal sie sam pan ordynator ktory postanowil mnie zbadac..wtedy wszystko poszlo jyz bardzo szybko..krew..diagnoza odklejenie lozyska..cesarskie ciecie..ratowanie zycia dziecka I mojego..potem tylko relanium I tramal do zyly..jak sie obudzilam z narkozy to zapytalam tylko czy dziecko zyje..uslyszalam..walczymy o jej zycie..po chwili maz przyszedl powiedziec ze wlasnie ochrzcili nasza kruszynke..I ta cisza..to puste lozeczko obok mnie..po trzech godz przyszla pani dr I zapytala czy wiem co sie stalo..wiedzialam tylko ze odkleilo sie lozysko..to byla kobieta ktora przez trzy godz probowala reanimowac moje dziecko..nikt nie zapytal czy chce ja zobaczyc..przytulic..pozegnac sie..szok..niedowierzanie..I ten paniczny bol ktory rozrywal kazda czastke mojego ciala..choc minelo 7 lat pamietam kazde slowo..potem zderzenie z rzeczywistoscia powrot do domu..I ta pustka ktora nie dalo sie niczym wypelnic..dzis jestem mama dwoch wspanialych synow ktorzy sa dla mnie calym swiatem I corki ktora zawsze bedzie z nami
OdpowiedzUsuńPrzeżyłaś najtrudniejsze z możliwych chwil. Strasznie mi przykro, że takie cierpienie Was spotkało. Nie da się tego wytłumaczyć, nie da się obok takiej tragedii przejść obojętnie. Cieszę się, że napisałaś ... jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że masz dwóch Synków, na których przelać możesz niespożyte pokłady miłości! Ona czeka tam na Was... na górze :* i czuwa!
UsuńTez przeszła przez to 3 miesiace temu :(
OdpowiedzUsuńStraszne sa te historie przykro mi bardzo tez mnie podobna sytuacja spotkała ale mnie to tak nie bolało moze dlatego ze byłam nastawiona ze straciłam wszystko a okazało sie ze jednak moja waleczna Amka została w ciążach bliźniaczych dość często jedno sie traci i na dodatek nie wiedziałam ze ich bedzie dwoje wyszło to dopiero po badaniu jak dostałam krwotoku wiec zamiast smutku była radość ze mamy chociaż nasza mała. Życie jest przewrotne i trzeba sie cieszyć każda chwila wszystkiemu zaradzić sie niestety nie da.
OdpowiedzUsuńMam syna. Jednak jestem w trakcie przeżywania tego po raz trzeci. Dziś znowu wolne, leki, leżenie i czekanie na kolejne krwawienie i ból. Ludzie pocieszają, jednak to co mówią wcale nie jest pocieszające. Brak mi już sił
OdpowiedzUsuńTo bardzo przykre słowa... Zaraz dostaniesz ode mnie e-mail...
OdpowiedzUsuńWiem jak bardzo Ci ciężko, i jak mocno potrzebujesz teraz wsparcia, wsparcia ze ZROZUMIENIEM.
Droga do macierzynstwa nie jest dla wszystkich latwa i ja tego tez doswiadczylam. Mam za soba 5 ciaz- 4 Aniolki i dwojke ziemskich dzieci. Pierwsza ciaza wyczekiwana i wymodlona. Zylam nieswiadoma ze moze skonczyc sie inaczej niz rozowym malenstwem w lozeczku. Ciaza zakonczyla sie w 24 tc (2013) z powodu licznych wad ZE. Oczywiscie bol i rozpacz doprawadzila mnie do psychatry. Po 3 miesiacach kolejny pozytywny test. Ciaza blizniacza i czulam ze los mi wynagrodzi strate Jakuba niestety trwalo to tylko 10 tygodni. Po roku podjelismy kolejna probe i znowu pozytywny test. Tym razem ne nastawialam sie pozytywnie bo nie chcialam rozczarowania. W sierpniu 2014 roku urodzil sie moj siostrzeniec a ja znowu poronila w 10 tc. Wtedy chyba przelalam cala swoja m ilosc na niego....to bylo moje takie niespelnione marzenie. Po paru miesiacach bylam w kolejnej ciazy. Obled z wizytami u lekarzy, duzo dodatkowych badan aby miec wszystko pod kontrola i w koncu doczekalam sie. We wrzesniu 2015 zostalam mama Czarka. Moje marzenie w koncu sie spelnilo. Czas plynal tak jak powinien bo w koncu mialam juz wszystko az tu nagle....trach, kolejna ciaza. W czerwcu zeszlego roku z bezproblemowej ciazy dolaczyla do nas Otylia. WARTO WIERZYC
OdpowiedzUsuńUrodziłam córeczkę moja wymarzona przez cc w 39 tyg staraliśmy się z mężem 1,5 roku już myślałam ze nie będę w ciazy a jednak 23 grudnia 2015 roku lekarka zadzwoniła i 5 tyg był ciaza książkowa zastrzyki przeciwzakrzepowe tabletki na podyrzynanie troszkę wysoki cukier ale uważałam go jem 4 razy dziennie cukier mierzony ostatnie ktg nie wyraźne powtórzyło niby Ok dwa terminy 26 sierpnia i 2 września stracialam mój cud mój cenny skarb przez lekarzy dwa dni po pierwszym terminie pod wieczór bol podbrzusza krew zanim przyjęli usg zrobili ledwo serce biło i narkoza na stół.ciagle mysle dlaczego ja ? A teraz ciezko mi zajsc próbujemy ale nie wychodzi podeszliśmy do inseminacji ale oczywiście za pozno trafić nie mogę teraz tez miało być ale znów coś mąż musiał jechać w delegacje w kwietniu kolejne podejście może za trzecim razem się uda oby bo tracę nadzieje ze będę ziemska mama .jedyny plus bo mieszkam w Niemczech ze mogłam ja mieć 2,5 dnia przy łóżku na lodowce łóżku wziasc jak w ramiona i przytulić zobaczyć ucałować ostatni raz bo tylko w brzuchu się ja nacieszyłam jak się ruszała .Obdukcje zrobiliśmy i Hyla zdrowiutka niebieskie oczka cała mamusia i trochę taty .powod infekcja wewnatrzmaciczna zielone wody smulka zrobiona zatruła się wodami 💔💔😭😭nigdy już tak nie będzie jak wcześniej po pogrzebie bardzo długo dochodziłam do siebie z nerwów doszła nerwica żołądkowa i zostało jak stres nerwy zaraz bol brzucha biegunka wymioty psychika tez już nie taka żyje bo żyje ale nic mnie nie cieszy już wszystkie rzeczy wózek stoją w piwnicy i czekają na kolejny cud
OdpowiedzUsuńTo jest jednak piękna historia, ponieważ szczęśliwie zakończona. Przeszłyśmy przez coś bardzo podobnego... też w ciąży byłam 5 razy, z tym że 1 i ostatnia zakończone porodem moich Skarbów.
OdpowiedzUsuńPrzy każdej stracie miałam ten komfort, że w domu czekał na mnie Oliwierek. Wracałam z pustym wzrokiem, ale tuliłam go mocno.. .doceniając to, że jest. Ty tego nie miałaś. Więc było CI trudniej.
Czy masz diagnozę?
nawet nie wiem co Ci mam Angelika napisać... nie wiem! Nie chciałabym, by ktokolwiek przez takie coś przechodził! Nie chciałabym, by ktokolwiek tak cierpiał :( nie mogę zrozumieć, dlaczego Bóg odbiera nam nasze Aniołki. Sercem jestem z Tobą! I wierzę... wierzę, że się uda <3
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że tak naprawdę bardzo wiele tkwi w naszej głowie a głowa niestety czasami niewspółpracuje z naszym organizmem. Pojawia się blokada. Dlatego tak potoczne "im bardziej pragniesz, tym jest trudniej" staje się rzeczywistością.
Po jednej z wizyt w klinice usłyszałam "Proszę wracać do domu, po drodze kupić dobre wino, albo wódeczkę, wypić przy świecach - wcale sobie nie żałować, i działać! Po prostu działać! Za miesiąc się zobaczymy"
Wyszliśmy z tej wizyty nieco zszokowani... ale UDAŁO SIĘ! Tak naprawdę czasami trzeba po prostu rozrzedzić krew, w cudzysłowiu... zapomnieć się!
I tego zapomnienia Wam życzę :*